Czy działasz z sercem, czy ciągnie Cię ego? Co jest Twoim napędem, impulsem do działania? Jaką masz motywację, żeby iść i tworzyć? Zatrzymaj się i sprawdź, dlaczego robisz to, co robisz. Ja dokonałam w tym temacie niesamowitego odkrycia.

Kiedyś panicznie bałam się wystąpień publicznych. Nieważne, czy mówiłam do 200 czy do 20 osób, moje ciało podstępnie odmawiało współpracy. Nieprzyjemny ucisk w brzuchu, szybkie bicie serca, płytki oddech i suchość w ustach pojawiały się na samą myśl o czekającym mnie wyjściu na salę, scenę, czy po prostu stanięciu przed słuchaczami. Wiele lat próbowałam sobie poradzić z tym strachem, ale nie wiedziałam jeszcze wtedy, jak ważne jest działanie z sercem. Stosowałam różne metody, czytałam książki o sztuce wystąpień, pracowałam nad głosem i oddechem. I występowałam. Bo słyszałam, że jeżeli będę to robić często, to oswoję się z sytuacją i strach minie.

Ale nie mijał. Tak jakby domagał się uwagi. Zainteresowania, przyjrzenia się mu. Jak uparte dziecko, które mimo naszego „później, zaraz, za chwilę” wciąż ciągnie nas za rękaw, bo chce być zobaczone.

 

Kiedy w końcu uznałam swój strach i zaczęłam mu się przyglądać, odkryłam co za nim stoi. Moje ego! Ego, które panicznie boi się krytyki. Szyderczego uśmieszku. Ironicznych komentarzy. Spojrzenia pełnego politowania. Negatywnej oceny. Natomiast desperacko pragnie uznania i podziwu. Domaga się gratulacji, aplauzu, pochwał i komplementów. Chce się tym nakarmić i chodzić dumne, sycąc się uczuciem „wygranej”.

Niezły przeżyłam szok, gdy to zrozumiałam. Bo bardzo chciałam wierzyć, że mówię do ludzi po to, aby podzielić się wartościowym przesłaniem. A tu się okazało, że bardziej przejmuję się tym, jak wypadnę… Będą oklaski i pochwały? Czy może ludzie przejdą obok mojego wystąpienia obojętnie albo – o zgrozo – usłyszę „ona się do tego nie nadaje”?

Zobaczyłam, że moje pragnienie uznania przesłania mi pierwotny cel, czyli przekazanie wartościowych treści. Podzielenie się ze słuchaczami cennymi refleksjami, zainspirowanie ich i wspieranie, opowiedzenie o swoich doświadczeniach. Tak, zobaczenie tej prawdy nie było łatwe. Ale okazało się bardzo cenne. Bo od tego momentu zaczęłam koncentrować się na tym, co mogę ofiarować innym. Jak najlepiej mogę im pomóc. Jak oni mogą skorzystać z tego, co ja chcę im dać. Jak mogę działać zgodnie z sercem. Przypomniałam sobie, po co to wszystko i zamiast na własnej korzyści zaczęłam skupiać się na słuchaczach. Przecież tu w końcu chodzi o nich. Bardziej liczy się to, czy choć jedna osoba wyjdzie z sali z  inną perspektywą, albo zobaczy coś, czego dotąd nie widziała, niż kolejna porcja karmy dla mojego ego.

To nowe nastawienie okazało się tak uwalniające, że zaczęłam stosować tę zasadę we wszystkich elementach mojej pracy. Fokus na innych, nie na mnie. Wolność od ego. I od strachu. I zdumiewające rezultaty!

Bo kiedy przestajesz skupiać się na sobie, chcesz jak najlepiej służyć innym, przyczyniać się do ich szczęścia i zależy Ci na ich dobrostanie, nagle okazuje się, że Twoje działania są o wiele bardziej skuteczne. Cokolwiek robisz, spróbuj zmienić perspektywę w ten sposób. Dbaj o to, aby motorem Twoich działań – np. w pracy – było przyczynianie się do szczęścia i dobra innych. A nie koncentracja na własnych ewentualnych korzyściach. Może na awansie, może na podwyżce… Odpuść to. Wyobrażaj sobie, jak fala miłości, którą wkładasz w swoją pracę rozprzestrzenia się na ludzi i świat wokół. Jak promieniuje dobrem, szczęściem i wysoką wibracją. I nie dziw się, gdy podwyżka i awans też przyjdą 🙂 Takie są „skutki uboczne” działania z sercem. 

Zostańmy w kontakcie