Kobiety, z którymi pracuję często nie mają świadomości swoich mocnych stron. Przeszkadza im w tym skromność. Z trudem są w stanie wymienić zaledwie kilka własnych zalet. Kiedy proszę je o wypisanie swoich talentów, widzę zdumione spojrzenia: „Talentów? Ja nie mam talentów”…  A sukcesy? „Och, to przecież żaden sukces. Po prostu mi się udało. To nic wielkiego, inni też to potrafią” – to dość częsta reakcja, z jaką się spotykam.

Jak się bliżej przyjrzeć tematowi, okazuje się, że wiele ograniczeń bierze się z kultu skromności, w jakim te kobiety były wychowane.

Jeżeli przez całe dzieciństwo słyszysz, że to nieładnie się przechwalać, że nie wypada głośno mówić o swoich zaletach, że trzeba być cichym i skromnym… A jeżeli jeszcze dorośli w twoim otoczeniu rozpowszechniają ludowe mądrości w stylu „Siedź w kącie, a znajdą cię”, trudno się dziwić, że jako dorosła osoba masz trudności ze zidentyfikowaniem swoich mocnych stron i mówieniem o nich. A słysząc komplementy czujesz się zażenowana.

Zachodzę w głowę, jakie pozytywy miałyby wynikać z bycia cichym i skromnym. Jak osoba cicha i skromna ma sobie poradzić choćby na rozmowie o pracę, gdzie podstawowe pytania potencjalnego pracodawcy dotyczą właśnie mocnych stron, zalet, umiejętności, dobrych cech charakteru. Albo jak taka osoba ma się rozwijać i wykorzystywać w pracy swój potencjał, skoro zgodnie z wytycznymi z dzieciństwa powinna siedzieć w kącie i czekać aż ją znajdą. Równie dobrze może tak czekać do emerytury. O ile wcześniej nie zostanie zwolniona. 

Jeżeli nie ma świadomości swoich mocnych stron, albo nie umie o nich mówić, sama pozbawia się możliwości rozwoju. Pozbawia się szansy wejścia na wyższy poziom, okazji do zdobycia nowych umiejętności.

 

Często dzieje się tak, że kobiety o bardzo wysokich kompetencjach, nie są w pracy doceniane. Ich kariery rozwijają się powoli. Rzadziej niż mężczyźni otrzymują propozycje awansu. Właśnie dlatego, że są przesadnie skromne, nie lubią się chwalić swoimi umiejętnościami i mają przekonanie, że autopromocja to coś niewłaściwego. 

 

Protestuję przeciwko przesadnej skromności. Jestem przekonana, że powoduje ona więcej szkody niż pożytku. Choćby to, że w dorosłym życiu czujemy się nieswojo mówiąc o swoich sukcesach. O zgrozo, zdarza się nawet, że gdy ktoś inny dostrzeże nasze osiągnięcia, dewaluujemy je i umniejszamy, bo wtedy łatwiej nam przyjąć czyjeś uznanie, pochwałę albo gratulacje. A deprecjonując to, co osiągnęłyśmy, w końcu same zaczynamy wątpić w naszą wartość. A co jest złego w tym, że czasem powiemy kilka pozytywnych słów o sobie? Że pochwalimy się swoim osiągnięciem? Że poinformujemy otoczenie o swoim sukcesie?   

 

Zamiast skromności proponuję realny ogląd rzeczywistości. Bycie w kontakcie ze sobą i świadomość swoich mocnych stron.

 

Świadomość tego, co robisz dobrze i z lekkością , a co ci nie wychodzi. W czym jesteś świetna, a w czym nie czujesz się komfortowo i wolisz pozostawić to innym. Wbrew temu, co mówili nam niektórzy dorośli w dzieciństwie, nie bójmy się mówić o sobie dobrze, bez żenady wymieniajmy swoje mocne strony.

I nie chodzi mi tutaj o bycie zadufaną w sobie megalomanką, narcystyczne samouwielbienie lub puste przechwałki. Chodzi o świadomość siebie i autentyczność. O odwagę, by powiedzieć „Tak, chcę się podjąć tego zadania, bo wiem, że jestem w tym świetna”. I również odwagę, by nie udawać kogoś, kim nie jesteś. Wtedy budujesz pewność siebie, jesteś świadoma własnej wartości i swoich zasobów. Wiesz w jakich sytuacjach dobrze sobie radzisz, jakie konteksty ci sprzyjają, a jakie nie. Widzisz swoje sukcesy takimi jakie są, możesz precyzyjniej określać swoje cele i dokonywać właściwych wyborów.

 

Zatem pogłębiaj swoją świadomość i wiedzę na własny temat. Nie musisz być we wszystkim dobra, ale jeśli jest coś, co Cię wyróżnia i co robisz wyjątkowo dobrze, mów o tym, chwal się i wyjdź z kąta. Nie czekaj, aż ktoś Cię tam odnajdzie.

 

Zobacz także:

Podziel się: